PiS pokrzyżuje Tuskowi plany i „zabetonuje” TVP? „To nie przeszkoda. To krzyk rozpaczy”
Zanim Piotr Gliński ustąpił ze stanowiska ministra kultury, zdążył jeszcze zawnioskować o dokonanie zmian w statutach Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej. Były minister powoływał się na art. 29 ust. 1b ustawy o radiofonii i telewizji oraz art. 6 ust. 1 ustawy o PAP. Oba artykuły stanowią, że „zmiana statutu spółki następuje na wniosek lub za uprzednią zgodą Rady Mediów Narodowych”. To najprawdopodobniej jeden z manewrów, który miałby pokrzyżować plany zwycięskiej koalicji. Gliński zawnioskował bowiem, aby w razie likwidacji spółek likwidatorami byli... członkowie ich zarządów.
Sposób na „zabetonowanie” mediów publicznych ma być jeszcze jeden. Według magazynu „Press” za sprawą niedawnych zmian w Kodeksie postępowania cywilnego w mediach publicznych mogą powstać „grupy niezwalnialnych” pracowników. Niewykluczone, że nowe władze spółek będą musiały zatrudniać ich na obecnych warunkach do czasu zakończenia możliwego sporu sądowego, czyli nawet przez kilka lat. Jednym ze sposobów, aby znaleźć się w grupie szczególnie chronionych pracowników, ma być dołączenie do Wojsk Obrony Terytorialnej.
Morawiecki zapowiada obronę TVP, a Gliński unika pytań
Mateusz Morawieckina antenie TVP Info zapowiadał, że PiS będzie bronił mediów publicznych. Według premiera dziennikarze TVP starali się „pod ogromnym ostrzałem pokazać inny punkt widzenia” i „oświetlać pewną część sceny politycznej, gospodarczej czy społecznej, która wcześniej nie była oświetlana”. – Robiliście naprawdę znakomitą robotę. Róbcie dalej. My będziemy starali się, niezależnie od tego, w jakiej roli będziemy bronić was do końca. Bo bronimy w ten sposób prawa do wolnego słowa, a jak mówił nasz poeta, „wolnej myśli to już za nic nie dam” i my tej wolnej myśli nie oddamy – oświadczył Morawiecki.
Piotr Gliński unikał w Sejmie pytań dziennikarzy, zaś Donald Tusk jasno wyraził swoje stanowisko podczas konferencji prasowej. – Nie można się spodziewać, żebyśmy finansowali choćby jedną złotówką to, co dzieje się w mediach publicznych. Wystarczająco dużo miliardów zostało zmarnowanych na bardzo agresywną propagandę – oświadczył lider KO. – Miałem odrobinę nadziei, że to przekazywanie władzy tym, którzy wygrali wybory, będzie się odbywało zgodnie z wysokimi standardami. Nie miałem szczególnych iluzji. Ale nie sądziłem, że pod pozorem legalnych procedur będziemy świadkami działań takich jak Glińskiego – stwierdził.
– Przykre, że ktoś, kto przez lata teoretycznie zajmował się kulturą, dołączył do tych wszystkich, którzy chcą wykorzystać ostatnie dni PiS dla własnych lub politycznych korzyści – oceniał działanie Glińskiego. – Po oczyszczeniu nie tylko TVP, ale i radia z partyjnych, agresywnych elementów będziemy się zastanawiali z ministrem kultury, w jaki sposób media publiczne mogłyby znowu odgrywać pozytywną rolę – zapowiadał Tusk.
Wicemarszałek Senatu: To krzyk rozpaczy
W umowie koalicyjnej, podpisanej przez KO, Trzecią Drogę i Lewicę, jeden z punktów mówi o „naprawie i odpolitycznieniu mediów publicznych”. „Stały się one w dużej mierze odpowiedzialne za rozłam w społeczeństwie, szerzenie kłamstw oraz celowo urządzane nagonki i kampanie nienawiści, prowadzące do rozbicia wspólnoty narodowej” – czytamy w dokumencie. „Zobowiązujemy się podjąć wszystkie niezbędne kroki, by niezwłocznie przerwać ten proceder i wyciągnąć konsekwencje wobec siejących nienawiść za publiczne pieniądze” – zadeklarowali liderzy ugrupowań, które mają znaleźć się w nowym rządzie.
Czy ostatnie działania polityków PiS mogą utrudnić plany zwycięskiej koalicji? – Bez wątpienia nie będzie to przeszkoda – stwierdza w rozmowie z „Wprost” wicemarszałek Senatu Rafał Grupiński. – Wszystkie kwestie, które podejmowane są politycznie czy legislacyjnie przez jednych polityków, mogą być przez drugich polityków zmienione, jeśli zmienia się władza. To co najwyżej próba opóźnienia zmian, które są koniecznie jeżeli chodzi o media publiczne – zaznacza.
– To krzyk rozpaczy. Bronienie instrumentu propagandy jednej partii, która do niedawna rządziła, a teraz udaje, że rządzi – ocenia polityk PO. – To też kwestia obrony pensji ich ludzi, którzy zakłamywali przez osiem lat rzeczywistość, tworzyli zupełnie fikcyjny obraz Polski. Obrona kasy i możliwości dalszego darcia pierza jeśli chodzi o zasady etyczne, które są w tych mediach deptane. To, że media publiczne są tak bronione, wynika wyłącznie z interesu finansowego. W tej chwili już nawet nie politycznego, bo oni i tak będą w opozycji. To są rozpaczliwe ruchy – podsumowuje.